O ŻYWOTNOŚCI KONSERWARTYWNEGO LIBERALIZMU

Jan Walczuk

Słowa wstępne

Otrzymany przeze mnie dzięki życzliwości pewnego poznańskiego sympatyka środowisk wolnościowych, a przekazany do rąk własnych od miłej koleżanki egzemplarz pierwszego numeru pisma konserwatywno liberalnego Najwyższy CZAS! z 1990r. poza jego obiektywną wartością archiwalną, jest też przyczynkiem budzącym we mnie cykliczne refleksje na temat promowanej na jego łamach myśli. Przesłanką ku temu towarzyszącą jest zbliżająca się wielkimi krokami dwudziesta piąta rocznica Stowarzyszenia KoLiber będącego najważniejszym w mojej ocenie depozytariuszem idei, która odkąd sięga moja pamięć, a co potwierdza powyższy materiał źródłowy, co najmniej od początku ponownie niepodległej Polski inspiruje licznych w rozważaniach i działaniu na rzecz dobra wspólnego. Moment, w którym otrzymałem ten bezcenny artefakt również wydał się z moim postrzeganiu symboliczny. Był to czas ostatnich tygodni mojej prezesury w Stowarzyszeniu, którą po długich i intensywnych przemyśleniach konsultowanych z kolegami i przyjaciółmi ze środowiska pozarządowego zgodziłem się przyjąć mając świadomość licznych wyzwań, które czekają mnie w związku z pełnieniem funkcji, a przez niektórych traktowanym jako początek nowego etapu w historii organizacji. W tym samym czasie nieco przypadkiem trafiłem zresztą na pół roku do pracy w Fundacji Republikańskiej, która mieści się w tych samych warszawskich murach pod adresem Nowy Świat, w których niemal trzydzieści pięć lat temu rozpoczęło swoje działania środowisko konserwatywno liberalne skupione wokół redakcji Najwyższego CZASu.

Moje sentymentalne rozważania nie stoją na przeszkodzie ku uczciwej konstatacji, że konserwatywny liberalizm jest programem politycznym, który od schyłkowego realnego socjalizmu w Polsce (należy zauważyć, że sygnowanie działań Ruchu Polityki Realnej, który wskazać można za pierwsze sformalizowane zgromadzenie tego ruchu, miało miejsce jeszcze w roku 1987) jest nieprzerwanie obecny w naszym życiu politycznym i znajduje swoje urzeczywistnienie w aktywności szeregu ugrupowań odwołujących się do niego. Ugrupowania te można podzielić na przyjmujące ten program wprost, począwszy od Unii Polityki Realnej, przez Polskę Razem oraz Porozumienie Jarosława Gowina, na całej Konfederacji kończąc (wszystkie partie wchodzące w jej skład wychodząc z tradycji o inaczej przesuniętych akcentach spotykają się całościowo w programie konserwatywno liberalnym). Inne ugrupowania odwołują lub odwoływały się do idei niebezpośrednio na poziomie deklaratywnym, ale koliberalizm to ich praktyczny fundament bądź korzeń ideowy, z którego wyrosły np. w początkowych latach działalności Platforma Obywatelska, zanim stopniowo przekształciła się w obóz euroentuzjastycznego populizmu socjalliberalnego (jako przykład za tezą można wskazać, że jedną z prominentnych postaci tego ugrupowania była wywodząca się z UPR Julia Pitera), koliberalizm posiada swoją reprezentację w szeregach Prawa i Sprawiedliwości, np. w środowiskach ogniskujących wokół działalności Posła Bartłomieja Wróblewskiego czy Marcina Ociepy, a także Partii Republikańskiej wchodzącej w aktualny skład Zjednoczonej Prawicy. Treścią konserwatywno liberalną napełnione są również liczne pozarządowe organizacje m.in. o profilu ideowo-wychowawczym, których ogniskową jest wzmiankowane już Stowarzyszenie KoLiber. Ten najmłodszy samodzielny etos polityczny wyłoniony funkcjonalnie z mitu założycielskiego III Rzeczpospolitej, choć obecny wcześniej w rozważaniach różnych teoretyków oraz praktyków, stale inspiruje i wskazuje kierunki kolejnych kroków posiadając także swoje dość obszerne zaplecze intelektualne i publicystyczne, gdzie za przykład można wskazać twórczość Bronisława Łagowskiego czy komentarze polityczne Macieja Rybińskiego, Rafała Ziemkiewicza oraz Łukasza Warzechy. Zadaję sobie wobec powyższych pytanie, w jakim miejscu znajduje się dziś oraz dokąd zmierza polska myśl konserwatywno liberalna, stanowiąc pewnego rodzaju aksjologiczne doprecyzowanie istotnej części, jeśli de facto nie większości, polskiego obozu patriotycznego czy suwerenistycznego?

Uwagi ogólne

Zważywszy, że czytelnikami tego tekstu mogą być osoby niezaznajomione z ideą, a także nowi młodzi członkowie Stowarzyszenia KoLiber z rozpoczętej przez zarząd pod moim kierownictwem wymiany pokoleniowej, w celach informacyjnych oraz formacyjnych wypada wyjść od zarysowania podstawowych pojęć, a tekst uczynić też swoistym wprowadzeniem do myśli. Konserwatywny liberalizm jest etosem, który swą istotę treściwie mieści w samej nazwie i stanowi połączenie wrażliwości zachowawczej w sferze społecznej, tj. poszanowanie porządku społecznego w relacji do wartości tradycyjnych i konstytutywnych dla danej wspólnoty oraz nastawienia wolnościowego w sferze ekonomicznej, tj. poszanowania wolności osobistej jako wartości nadrzędnej w stosunkach gospodarczych oraz własności i inicjatywy prywatnej umożliwiającej osiąganie wolności indywidualnej oraz politycznej. Odwołując się do korzeni historycznych, wskazując za treściami zawartymi w publikacji „W gąszczu liberalizmów” prof. Jacka Bartyzela należy wynotować, że prekursorami filozoficzno-politycznymi tej idei byli m.in. Alexis de Tocqueville, Lord Acton czy Edmund Burke, zaś na gruncie lokalnym socjolog Florian Znaniecki oraz ekonomista Adam Krzyżanowski. Definicję pojęcia zaprezentował również Stanisław Michalkiewicz jako gość programu telewizyjnego „Młodzież kontra” i wskazał koliberalizm jako „Próbę odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób ułożyć stosunki między jednostką i państwem, żeby państwo nie pożarło ludzkiej wolności, na co ma zawsze wielki apetyt, ale z drugiej strony żeby ludzka swawola nie rozsadziła państwa. (…) To jest próba znalezienia rozsądnego modus vivendi.” czy Janusz Korwin-Mikke w udzielanym mi wywiadzie mówiąc, że „Konserwatyzm to jest oczywista tendencja, że nie można robić niepotrzebnych eksperymentów, co jest zawsze ryzykowne, a liberalizm polega na tym, że trzeba maksymalizować ilość wolności, kiedy się da, żeby nie naruszać struktury społeczeństwa. (…) Nie jest tak, że konserwatysta nie chce niczego zmieniać, konserwatysta chce zachować warunki, które powodują, że zmiany są możliwe.”. Posiłkując się ponownie fragmentem książki prof. Bartyzela można również dopowiedzieć, że jest to swego rodzaju „arystokratyzacja demokracji”. Mniej obeznanym w zawiłościach świata pojęć, które są fundamentalne dla idei konserwatywno liberalnej i mogącym niesłusznie zakładać wewnętrzną sprzeczność tych wartości należy wskazać, że jako odwołująca się do tradycji świata zachodniego zakłada uznanie etyki i antropologii klasycznej oraz chrześcijańskiej traktujących o osobowym, a zatem indywidualnym w swej istocie, oraz spójnym tj. nie targanym wewnętrznymi sprzecznościami wymiarze natury ludzkiej. Oznacza to, że człowiek jest konglomeratem ciała, psychiki i duszy, w którym sfera popędliwości ludzkiej podporządkowana jest rozumowi zakorzenionemu w odwołaniu do zewnętrznych wartości, transcendencji. Każdemu człowiekowi przypada przyrodzona i niezbywalna godność osobista oraz posiada wolną wolę, która umożliwia mu w odwołaniu do sumienia rozeznanie dobra i zła. Antropologia ta mówi również o naturze społecznej i wskazuje, że człowiek jest zdolny urzeczywistniać się w sobie tylko w relacji do innych ludzi oraz ich do tego urzeczywistnienia potrzebuje, także w wymiarze rynkowym, posiada również w związku z powyższym wobec swoich wspólnot, przede wszystkim rodzinnej, lokalnej oraz narodowej, powinności – tym też różni się od liberalizmu samoistnego. W konsekwencji do wyżej wymienionych, wszelkie istniejące instytucje społeczne, które porządkują dążenie jednostek do dobrowolnej współpracy w ramach rozmaitych form samoorganizacji i przynależności, kończąc na najwyższej formie, tj. państwowości, rządzone są analogicznymi prawami. Choć punktem wyjścia jest jednostka to celem jest wspólnota. Konserwatywny liberalizm tym samym odrzuca antropologie odmienne, jak na przykład marksistowską, a u swego zarania gnostycką, które zakładają raczej wielość lub sprzeczność, a nie jedność i spójność natury ludzkiej (i wręcz zwalcza te, które rozmywają wolność człowieka we wtórnym zniewoleniu, np. przez jego żądze i inne niskie pobudki utrudniające pełne urzeczywistnianie się we własnym człowieczeństwie) oraz społecznej – pierwszej jako targanej konfliktem duszy zniewolonej materią, tej drugiej funkcjonującej w świecie nie harmonijnej współpracy jednostek, a świecie wykluczenia interesów poszczególnych grup. Należy poczynić uwagę, że konserwatywny liberalizm jako stawiający państwo za najwyższą formę organizacji społecznej stoi u przekonania, że państwo doskonałe to silne państwo minimum tj. skupiające swoje funkcje wokół obrony granic i relacji zewnętrznych oraz porządku publicznego wewnątrz, będące także raczej uczestnikiem (też konsumentem dóbr, np. wojsko) aniżeli organizatorem gospodarczym. Stoi u przekonania, że centralne planowanie gospodarcze z niemożliwości poznania skomplikowanych relacji np. potrzeb uczestników rynku prowadzi do jego zaburzeń, niedoboru oraz marnotrawstwa zasobów i postuluje zatem pozostawienie w możliwie najwyższym stopniu tego aspektu ludzkiego życia spontanicznym mechanizmom rynkowym. Jednocześnie rozeznaje, że państwo przekraczając swoje przynależne funkcje, wkraczając w rolę państwa opiekuńczego czy wręcz terapeutycznego burzy zdrowe relacje społeczne oparte na organicznej współpracy i samoorganizacji. Diagnozuje, że państwa które odstają od modelu „silnego minimum” są bytami ułomnymi, a ich społeczności znajdują się w zaniku lub nierozwinięciu własnej wspólnotowości. Należy tu poczynić uwagę, że Polska wciąż znajduje się na drodze podniesienia z okresu komunizmu – podniesienie te odbywa się na ponownym doskonaleniu metody rządów, także samorządności oraz organizacji pozarządowej. Podsumowując, konserwatywny liberalizm jako pogląd definiujący się w relacji do dwóch pojęć nie tylko nie stanowi wewnętrznej sprzeczności, a zawiera niewystępujący w przypadku innych poglądów szczególny walor autoweryfikacyjny i samoaktualizacyjny, umożliwiający rozeznawanie swojej prawdziwości oraz słuszności wewnątrz samego siebie, nie tylko w relacji do poglądów odmiennych.

Precyzując pojęcie w świecie wyobrażeń polonocentrycznych, konserwatywny liberalizm jest estetycznym, symbolicznym i formalnym odwołaniem do wszelkich wolnościowych tradycji historycznych narodu polskiego, przypisywanych jako szczególnie bliskich naturze ludów słowiańskich, do których Polacy przynależą i spotykających swoje urzeczywistnienie w niepodległych formach polskiej państwowości. Ze szczególną uwagą traktuje sarmacką „złotą wolność” okresu wielokulturowej republikańskiej I Rzeczypospolitej, tradycje niepodległościowe (zarówno te insurekcyjno-mesjanistyczne jako emancypacyjne duchowo, jak i pozytywistyczne jako emancypacyjne materialnie) okresu zaborów i finalny ich skutek w postaci suwerennej II Rzeczypospolitej okresu międzywojennego, kiedy to koliberalizm zarysował swoje kształty pełniej, kończąc na niepodległościowej tradycji III Rzeczypospolitej, kiedy został już nazwany wprost. Należy zwrócić uwagę, że w sensie historiozoficznym razem z większością polskich etosów politycznych odrzuca przypisywanie państwowościom pomiędzy wyżej wymienionymi okresami waloru niepodległościowego i suwerennościowego, a zatem nie traktuje ich jako okresu wolności narodu polskiego i Polaków. Mowa tu o czasie zaborów, w tym Królestwa Polskiego w XIXw. kiedy to Polacy będąc politycznie zniewolonymi musieli i podejmowali dążność ku osiąganiu nowych jakości swojej wolności poprzez inteligenckie uszlachcanie chłopstwa jako włączanie go nauką oraz przysposobieniem obronnym do polskości, narodu, obywatelstwa oraz okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej w wieku XX, kiedy walczono o awans duchowy z materialistycznego i ateistycznego komunizmu usiłującego rozmyć jednostkę w kolektywie i bezwzględnie mu ją podporządkować. Opisane tu zmagania wyrazić można symboliczną osią konfederacji i powstań od kościuszkowskiej do Solidarności. Jak widać, konserwatywny liberalizm jest zdolny zatem godzić emancypacyjny i modernizacyjny wymiar dążeń polskiej wspólnoty oraz jej jednostek z wymiarem tradycjonalistycznym, jako nastawionym na poszanowanie własnego kodu kulturowego i jego ciągłości symbolicznej oraz dążenie do trwałej i pełnej podmiotowości Rzeczypospolitej i jej członków, także w wymiarze metafizycznym. Jest niczym ogólna teoria wszystkiego w świecie wyobrażeń, za którego punkt centralny przyjmuje się polskość. Na poziomie pragmatyki politycznej, choć nie jest pojęciem tożsamym, jest spójny również z liberalnym konserwatyzmem jako pogląd znajdujący się w wewnętrznym dialogu i wskutek cyklicznej weryfikacji z otoczeniem dążący do osiągania własnej pełni. Nie jest jednak postawą cynizmu politycznego, która objawia się modyfikowaniem, zniekształcaniem, przemilczeniem czy wręcz porzuceniem własnych pojęć na rzecz dostosowywania się do zmiennego i dynamicznego otoczenia społecznego. Jest wobec takiego cynizmu politycznego postawą głębokiej uczciwości, przede wszystkim intelektualnej i logicznej oraz nie wymaga opierania się na autorytecie osobowym np. lidera.

Refleksje nad istotą konserwatywnego liberalizmu

Zapamiętany polski polityk Władysław Leopold Jaworski rzekł, że „Nie rozwiązuje się problemów niepolitycznych metodami politycznymi.”. To fraza, która trafnie opisywała stosunek konserwatystów do szeroko rozumianych zagadnień kulturowych na przełomie XIX i XX wieku - faktycznie, w owym czasie istotą sporów politycznych były raczej kwestie materialne i bytowe. Aktualność tej diagnozy wydaje się być dyskusyjna, gdy esencją różnic społecznych stały się zagadnienia dotyczące raczej sfery kultury i obyczajowości. Zaniechanie wydawania sądów w sprawach, które wnikają w najbardziej prywatne i intymne sfery życia ludzkiego i głębie jego tożsamości, choć to nie konserwatyści doprowadzili do tak głębokiego upolitycznienia spraw rodzinnych, osobistych czy tożsamościowych, nie jest już dziś realnie możliwe. Jako, że w procesie historycznym rewolucjoniści oraz rozwój nauki i technologii skutkowały duchową przemianą świata, brak jasnej odpowiedzi na pytania o wyzwania wynikające ze zrelatywizowania kategorii pojęć, a zatem i bytów społecznych wpływających na model życia zbiorowego uznać należy za kapitulanctwo wobec programów, które napełniają swoją treścią otaczającą rzeczywistość oraz prowadzą do konkretnych skutków, także ekonomicznych, np. odmawiając więcej niż wolności bo życia poczętym dzieciom czy stawiając w wątpliwość biologiczne istnienie płci. Zwłaszcza, że pojmowana przez progresywistów wolność dziś nie próbuje się wyrywać już tylko z form wspólnotowości – zaczyna ona przeczyć prawom natury, także ludzkiej. Widoczny zatem na przykład na polskiej scenie powtarzający się trend tworzenia prawicowych ruchów ekonomocentrycznych należy potraktować głębokim sceptycyzmem, ponieważ choć w logice demokratycznej zdarza się takim projektom osiągać wyniki umożliwiające udział w rządzeniu państwem to w swej naturze są formacjami jednocześnie pasożytującymi na wspólnocie oraz oddającymi pole oponentom w sferach, gdzie narzędzia kultury przyczyniają się do upowszechniania postaw stających w jawnej sprzeczności i wojującej nieprzyjaźni do świata, jaki postulują przedstawiciele np. „konserwatywnych kapitalistów”. A zatem, o ile w perspektywie krótkoterminowej przynoszą czasem rezultaty taktyczne, na poziomie urzeczywistnienia idei są mizerne w skutkach, zresztą przynajmniej w ostatnich latach każdorazowo prowadzą do rozpłynięcia się tych projektów lub przepoczwarzenia w nowy marketingowo choć esencjonalnie ten sam produkt polityczny. Jarosławowi Zadenckiemu bodaj należy przypisać słowa „Konserwatysta to człowiek zbyt tchórzliwy żeby się bić i zbyt gruby by uciekać.”. Można dopowiedzieć, że ten, który nie spełnia powyższych przesłanek, ale próbuje być politycznie cwany, dziś zwyczajnie przestaje być faktycznym konserwatystą – dla tych, nie istnieje podział na sferę moralności publicznej i prywatnej, zaś w przypadku trudności czy oporów wynikających z własnego nieprzystawania do wizji świata jaką prezentują, wypada im co najwyżej poddać pod zastanowienie czy na pewno aktywność publiczna jest właściwym wyborem ścieżki życiowej lub życzyć więcej odwagi cywilnej i grubej skóry oraz samozaparcia na ścieżce walki o wartości. Hipokryta wszak w dalszym ciągu diagnozuje słuszność oraz postuluje prawdę w życiu społecznym i na tym zasadza się jego wyższość nad moralnym eskapizmem. To liberał jest człowiekiem, który brak poglądów próbuje uczynić poglądem – słowa te trzeba celem oddania słuszności przypisać bodaj Nicolasowi Davili bądź Charlesowi Maurassowi. Konserwatywny liberalizm w swojej pełnej postaci jest ruchem aktywnym, dążnością kontrrewolucyjną w wymiarze duchowym.

Pojawia się zatem pytanie jaka jest praktyczna powinność postawy konserwatysty w świecie, w którym kategorie takie, jak religia, tradycja, autorytet, hierarchia, rodzina próbują być w najlepszym wypadku postawione na równi z innymi wizjami uporządkowania życia indywidualnego i zbiorowego, a niejednokrotnie zwyczajnie rugowane z domeny politycznej (choć w praktyce są po prostu próbowane być zastąpionymi innym katalogiem pojęć o funkcji autorytatywnej i odwoławczej i stanowiąc ich redukcjonistyczną protezę, jak dzisiejsze np. świecka religia „klimatyzmu” rozpaczliwie poszukująca utylitarnej ogniskowej dla zbudowania jakiejś wspólnoty)? Wydaje się, że niezgoda poszczególnych wizji życia indywidualnego łagodzona może być przede wszystkim prezentowaniem stosownego poziomu kultury osobistej oraz świadectwem własnym. W rozróżnieniu na konserwatyzm tolerancyjny i konserwatyzm wykluczający, ten pierwszy charakteryzuje się trwaniem w konstytutywnym semantycznie (od łac. tolere), cierpliwym znoszeniu postaw niewpisujących się w wizję świata, której stara się być wiernym, a ten drugi jest w kategoriach kulturalnych grubiaństwem, którego faktycznie nie reguluje się metodami politycznymi wracając do W. Jaworskiego. Ani jeden, ani drugi nie dążą natomiast do faktycznej konwergencji z innymi systemami wartości, gdzie zachowawczość staje się źródłem faktycznego powolnego stawania swym przeciwieństwem – przyzwoleniem na rewolucję w imię spokoju społecznego. Nie ulegają pokusie immanentyzacji eschatonu czyli dążności do zbawiania człowieka i osiągania celów wiecznych w ziemskiej doczesności, co każdorazowo jak wskazują doświadczenia historyczne kończyło się tragedią i zgubą ludzkości, za pierwszy przykład z brzegu wskazując XX-wieczne totalitaryzmy. W przypadku praktycznych rozwiązań o skutkach ekonomicznych konserwatywny liberalizm wymaga obowiązywania reguł, które poza odwoływaniem się do solidaryzmu wewnątrz wspólnoty wynikającym z zasad etyki zbiorowej, zasadzają się również na sprawiedliwości wobec poszczególnych uczestników życia społecznego. W tym sensie dąży do tworzenia i utrzymywania warunków politycznych, które umożliwiają dokonywanie oraz faktycznie trwanie i urzeczywistnianie się w danym stylu życia przy poszanowaniu wyborów innych, a zatem zapewnia prawdziwą wolność. Wymaga rozeznawania proporcji, w jakich narzędzia społecznej samoorganizacji i kulturowego wpływu, a także państwowa ingerencja chronią przed zepsuciem w wymiarze duchowym oraz chronią przed niewolą ekonomiczną i czynią prawdziwą wolność jednostek możliwą. Tłumacząc to na bardziej plastyczny język przykładu – choć w wielu wymiarach prościej jest być bezdzietnym samotnikiem niż rodzicem wychowującym trójkę dzieci, należy odnotować, że to ten drugi zapewnia egzystencjalne przetrwanie wspólnoty, także jako odłożony w czasie potencjał demograficzny, produkcyjny i konsumpcyjny. W etycznej niemożliwości zakazania zastępowania tak czy siak wpisanej w naturę ludzką przynależności i oddania zyskującym na popularności wychowywaniem „psiecka” zamiast dziecka, wobec pierwszego można i należy stosować politykę redystrybucyjno-transferową (np. bykowe, które zresztą funkcjonuje w krajach, do których przodującej roli odwołują się rozmaici progresywiści, np. w Niemczech), a wobec drugiego należy stosować obok transferowej politykę ulgową. Jeden i drugi człowiek dokonuje w końcu w pierwszej kolejności rozeznania i wyboru, w jaki sposób pożytkuje swoją nienaruszaną wolność. Zwłaszcza, że wolność, o czym zdaje się wielu zapominać, wiąże się relacyjnie z odpowiedzialnością za siebie, a skutki własnych wyborów rzutują na wspólnotę. Tym samym nie wolno zapominać, że w państwie świadczącym rozmaite usługi publiczne oraz zabezpieczenia socjalne, zagadnienia takie jak wypłacanie rent czy emerytur są powiązane w związkach przyczynowo skutkowych z sumą decyzji i wyborów poszczególnych uczestników zbiorowości politycznej, a zatem wolności wyborów życiowych także o skutkach ekonomicznych, nie wolno postrzegać w oderwaniu od powyższych. W ekonomicznym aspekcie rządzenia należy zatem stosować rozwiązania i ulgowe, i transferowe, z możliwym stworzeniem systemu np. podatkowego łączącego obie przesłanki, z zastrzeżeniem, że wyżej traktując tę odwołującą się do oddawania wolności jednostce, a wobec niej tej subsydiarnej czy redystrybucyjnej będących wtórnymi. Wykreowanemu w początkowej III Rzeczypospolitej i szukającego miejsca w nowej rzeczywistości globalistycznej „róbtacochcetyzmu”, który znalazł swoją metodę osiągania spotkania polskości ze światem, a czasem dokonywał próby jej porzucania poprzez sterylną europejskość posiłkowaną jednocześnie programującym jak i dostarczającym usprawiedliwienia dla wyborów niezasadzających się na etyce obowiązku, a na etyce permisywnej przemyśle mass-mediów i popkultury pozornie postulujących wizję wolności stylów życia przeciwstawić należy system faktycznej wolności. Taka wolność urealnia zjawiska jak ochrona przed czynnikami upodatniającymi na zepsucie czy dziś możliwe tylko dla wybranych wycofanie jednego rodzica z rynku pracy na rzecz nie mniej, a w zasadzie bardziej odpowiedzialnych zajęć, i tym samym wymagających stałej obecności, jak wychowanie dzieci oraz możliwość zapewnienia im godnego bytu oraz ochrony przez rodzica pracującego - w porządku konserwatywno liberalnym dość oczywistym jest, że chodzi o pracującego ojca i wychowującą matkę. Metodą osiągania powyższych jest między innymi uwalnianie przedsiębiorczości przez państwo, mając tu na myśli przede wszystkim drobną inicjatywę oraz porzucenie fikcji państwa indyferentnego obyczajowo.

Wypada poczynić odwołanie historyczne, że tradycja konserwatywno liberalna w rozumieniu pierwszych lat III Rzeczypospolitej, a zatem u progu swojego bezpośredniego zarysowania pojęciowego, wywodzi się z głębokiego i powszechnego przywiązania do myśli z praktyki życia codziennego, że otaczające komunistyczne państwo, które zakorzenione było w totalitarnym w swych założeniach stosunku do obywateli, jest wobec nich w szeroko rozumiany sposób opresywne. Jako czytelny dziś przykład można wskazać, że o ile jednym z fundamentów niepodległościowej II RP była depenalizacja homoseksualizmu, to w realiach PRL zjawisko to było przedmiotem prześladowań. Najgłębsza chęć ucieczki z tego systemu zniewolenia, przede wszystkim dusz, sprzyjać musiała poszukiwaniu rozwiązań i form, które były możliwie najdalsze siatce pojęciowej i rozwiązaniom znanym z własnego otoczenia konserwatywnych liberałów. Zamiast braku wolnego rynku – z nadzieją spoglądano na radykalny kapitalizm. Zamiast radzieckiego gułagu – kojono się amerykańskim snem o globalnej wiosce. Otwarcie się na nowy świat, i być może, częściowo nim zachłyśnięcie napełniło wyobraźnię i aktywność Polaków treściami oraz ideami, które z dzisiejszej perspektywy niekoniecznie można uznać za optymalne dla rozwoju naszej wspólnoty rozwiązania, także w odniesieniu do myślenia i poszanowania własnej podmiotowości. Silny sceptycyzm wobec państwa, który leżał u fundamentu wizji raczej niektórych konserwatywnych liberałów niż konserwatywnego liberalizmu, a dziś replikowany już raczej tylko przez środowiska libertariańskie, nie spotyka już pełnej tożsamości z wizją prezentowaną zarówno przez najmłodszych przedstawicieli ruchu, jak i niektórych z poprzedniego pokolenia. Funkcjonowanie w realiach obecnego świata, a w nim miejsca Polski, wysuwa pytania o rolę państwa dla społeczności, której wolności i przede wszystkim sfera prywatności zagrożone są apetytami wielkich, potężniejszych niż wówczas globalnych korporacji dysponujących narzędziami oddziaływania ekonomicznego oraz kreowania zbiorowej wyobraźni, a przy których państwo miejscami jawi się wręcz jako bezbronne. Budzi również do zastanowienia, jakim zakumulowanym kapitałem finansowym Polacy dysponują aby móc realnie uczestniczyć w światowej rywalizacji na rynkach finansowych i gospodarczych – pośrednio także w sferze kultury – choć przecież przeprowadzona została w kraju bardzo liberalna (przez niektórych oceniana jako grabieżcza) prywatyzacja, która dała jednostkom wszelkie szanse by o globalny rynek zawalczyć. Grzmiąca niechęć do jakiejkolwiek obecności państwa w życiu obywateli wydaje się dziś być pewnego rodzaju zafałszowaniem wizji faktycznej wolności jako uczestnictwa w zmaganiach światowych, odrzuca na przykład fakt, że w domenie prywatnej Polacy są bardzo często administratorami cudzej własności i cudzego dobrobytu. Państwo w takich realiach zaczyna rysować się jako niezbędny obrońca swobód obywatelskich i pomocniczy depozytariusz etosu, który rozmywa się w bezkształtnym oceanie kultury globalnej oraz aktor gospodarczy, który jest w stanie skumulować zasoby do stawania w szranki z aktorami zagranicznymi. W tym sensie, konserwatywny liberał nie powinien utyskiwać dziś na sam fakt istnienia dużych przedsiębiorstw państwowych, które obejmują co do zasady sektory, w których polski przedsiębiorca nie poradzi sobie wysokością progu wejścia do rynku w relacji do analogicznych, już funkcjonujących podmiotów zagranicznych, a które powstały w innych realiach społeczno-politycznych. Powinien raczej skupić się na diagnozowaniu oraz postulowaniu stosowania przez państwo rozwiązań, które umożliwiają polskiemu głównie małemu i średniemu przedsiębiorcy budować swoją pozycję wobec zagranicznych przedsiębiorców obecnych na terenie kraju, a którzy na przykład korzystają z niesprawiedliwości konstrukcji systemu podatkowego, także ze stratą dla samego państwa, i wyprowadzają z kraju owoce pracy polskich rąk. Zachowawczy wolnościowiec odnotuje również fakt, że państwo potrafi podejmować działania na rzecz faktycznego ograniczania sfery obecności własnej w perspektywie długoterminowej. Na gruncie polskim, w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z momentem przełomu, gdy powołano instytucje i wydatkowano środki mające na celu wyjątkowe skalą wsparcie organizacji pozarządowych, tj. niezależnych od państwa podmiotów i organicznych wspólnot czy spółdzielni działających dzięki oddolnej prywatnej inicjatywie ich uczestników. Państwo potrafi zatem podejmować działania na rzecz tego, by państwa mogło być mniej np. w obszarze dostarczania usług publicznych. Między innymi takie działania deinstytucjonalizacyjne aprobować oraz wspierać powinien konserwatywny liberał jako wpisujące się w bliskie jego sercu założenia programowe, powinien modelować punkty ciężkości na wektorze pomocniczności państwa. Nie są to zadania łatwe, ale są możliwe do osiągania.

Rozterki tożsamości

Liczne twierdzenia zawarte w tekście zapewne budzić będą sprzeciw czytających tekst libertarian, których przez lata moim zdaniem niesłusznie, postronni włączają w grono konserwatywnych liberałów, a nawet niektórzy sami libertarianie z ich niewielkiej ilości, poszukując sojuszników w grono te próbowali lub próbują się przypisać. Skoro celem zachowawczego wolnościowca jako istoty społecznej jest wspólnota, jego drogą są metody mające na celu tej wspólnoty zachowanie na poziomie najbardziej egzystencjalnym. W obliczu dzisiejszego zagrożenia rosyjską agresją zbrojną, gdy oburzenie libertarianina budzi problematyka powszechnej obrony narodowej, zaś jego osobiste rozważania ogniskują wokół próby rozstrzygnięcia przestrzeni własnego uprawnienia do obrony kraju w relacji do indywidualnej możliwości poświęcenia z zachowaniem aksjomatu o nieagresji, członkowie Stowarzyszenia KoLiber po dwudziestu trzech latach przyjęli nowy kształt Deklaracji Ideowej, co miałem okazję obserwować w trakcie ostatniego dnia swojej prezesury, by dać swój wyraz szczególnemu przywiązaniu do polskości i własnemu patriotyzmowi. Pogląd libertariański wobec etosu konserwatywno liberalnego jest rozstajnym, a z perspektywy tego drugiego jest co najwyżej interesującą spekulacją intelektualną i akademicką. Rozterką konserwatywnego liberała również wartą wzmiankowania jest jego stosunek do idei narodowej. Z racji zakorzenienia polskiego nacjonalizmu w antropologii, którą podzielają zachowawczy wolnościowcy, a o której mowa była we wstępnej części niniejszego tekstu, płaszczyzna porozumienia w momencie wspólnego znajdowania się po przeciwnej stronie czasu osiowego, gdy narodowcy nie są burzycielami porządków, a raczej kontrrewolucjonalistami wydaje się dość szeroka. Obaj są buntownikami niczym w świecie Mrożka, gdzie w obliczu rozpłynięcia się wartości walczą o własne szlachectwo osobowości i obywatelskości, a ich bunt jest oporem przeciwko głębokiemu społecznemu i duchowemu nieuporządkowaniu. Wielu narodowców zajmowało się też problematyką, przede wszystkim ekonomiczną, która bliska jest paradygmatowi koliberalnemu, a czasem wręcz go definiowała – za przykłady wskazać można twórczość Romana Rybarskiego, Adama Heydla czy Edwarda Taylora. Konserwatywny liberał w swoim rozeznaniu tożsamościowym jest też przecież przynależny do jakiegoś etnosu. Jeśli jest również nacjonalistą, to prędzej niż nacjonalizm Romana Dmowskiego, jest to dziś nacjonalizm Wacława Budzyńskiego poszukujący jedności, przyjaźni i wspólnoty z pobratymcami oraz nacjonalizm Stanisława Szukalskiego nadający wartość wielkości jednostki w jej własnym polskim urzeczywistnieniu i tę wielkość chwalący. Wydaje się, że można ocenić, iż łatwiej jest być jakiemukolwiek człowiekowi konserwatywnym liberałem, aniżeli polskim narodowcem. Konserwatywny liberalizm nie wymaga kategorycznie przynależności do narodu polskiego – choć ta przynależność jest w polskiej tradycji konstruktem przede wszystkim kulturowym. Z pewnością łatwo jest jednak być polskiemu narodowcowi konserwatywnym liberałem.

Leszek Kołakowski napisał w 1979 roku esej „Jak być konserwatywno-liberalnym socjalistą”? Być może inspirowany tym tekstem Donald Tusk określił się kiedyś konserwatywnym liberałem o wrażliwości socjaldemokratycznej. Jak widać, rozterki tożsamości pojawiały się również w dość nieoczywistych rejonach. Czy można socjaliście, który jest radykalnym, tj. głębokim państwowcem odmówić bycia konserwatywnym liberałem gdy widzi on, że kilkunastogodzinna praca w amerykańskiej korporacji by opłacić czynsz za swoją noclegownię holenderskiemu deweloperowi nie jest ani wolnością, ani uchowaniem których potrzebę też odczuwa? Jeśli zdaje on sobie sprawę, że centralne planowanie gospodarki przegrywa z rozpoznaniem rzeczywistości możliwym tylko w realiach wolnego rynku, a to prywatna inicjatywa daje siłę napędową rozwoju i postępu w miejsce gnuśności. Jeśli uznaje, że silne i solidarne społeczeństwo jako zbiór jednostek kierujących się zmysłem etycznym nie wymaga obecności państwa i czyni jego zniknięcie w pewnych obszarach możliwym, a ono samo może zostać tym samym udziałowcem rynku a nie jego organizatorem. Jeśli podziela pesymistyczne ukąszenie, że otaczająca rzeczywistość nie jest doskonała, świat idealny nie jest możliwy w doczesności, a ludzie są ze swej natury ułomni i także dlatego to im należy pozostawić jak najwięcej decydowania o samych sobie, bo i państwo i instytucje są przez ludzi urządzane. Jeśli rozumie, że pełna wolność i równość nie są możliwe do jednoczesnego osiągnięcia, a choćby bezpieczeństwo jest okupione stratą części powyższych to nie ma powodu aby nie zgodzić się, że socjalisty marsz ku konserwatywnemu liberalizmowi może, a nawet musi jeśli ten marsz odbywa się w uczciwości intelektualnej z samym sobą, skończyć powodzeniem. Kto wie, być może czeka nas po tych kilkudziesięciu latach zaistnienie prawdziwej partii konserwatywno liberalnej, skoro tak wiele serc w tej idei wydaje się swoje sympatie i zapatrywania lokować? Powrotu króla, który zaprowadzi konserwatywno liberalne porządki w każdym razie na horyzoncie póki co nie widać, zresztą tradycja monarchiczna w polskim kodzie kulturowym wskazuje, że w okresie największego rozkwitu tj. I Rzeczypospolitej w państwie choć z królem to panował ustrój mieszany z rdzeniem raczej republikańskim i monarchą wybieranym, a zatem rozważanie i odwoływanie się do własnych tradycji jest w tym sensie dziś raczej pytaniem o potrzebę silnej władzy wykonawczej.

Słowa końcowe

Otrzymany egzemplarz Najwyższego CZASu złożyłem w depozyt Fundacji Republikańskiej pod warszawskim adresem Nowy Świat 41 sądząc, że taka jest powinność dziejowa. By spoczął tam, gdzie jest przynależny. Sygnowany niczym pieczęcią podpisem pierwszego Redaktora Naczelnego pokrywającym się z tym nadrukowanym oryginalnie na ostatniej stronie periodyku. Ojców konserwatywnego liberalizmu jest wielu, a jego dzieci z każdym tygodniem przyrasta, na moment gdy piszę ten tekst wychowany przeze mnie kolejny prezes Stowarzyszenia KoLiber w ostatnich dniach został rodzicem córki. Dziś jest ulotne, ale sztafeta pokoleń trwa a idea jest wieczna. Powyższy tekst nie jest roszczeniem do rozstrzygania kategorycznego nad esencją i istotą właściwego bytowania konserwatywnego liberalizmu. Jest refleksją osobistą i zaproszeniem do niezgody by osiągnąć prawdę pełniejszą. Jest też zachętą by niestrudzenie podążać ku prawdzie w radości własnej, pożytkowi wspólnemu, ku chwale twórcy i ojczyzny. Kiedy będzie lepszy czas na rozpoznanie siebie, gdy coraz silniej pętać zaczyna nas język pruskich koszar i próbuje zabić dusze wmawiając, że wolność jest podążaniem za bezduszną procedurą i „praworządnością” obcych biurokratów? Wykrzyczeć się chce: Najwyższy Czas!

obraz